Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 1332.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 43:50 |
Średnia prędkość: | 27.25 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.58 km/h |
Suma podjazdów: | 4761 m |
Maks. tętno maksymalne: | 203 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 168 (84 %) |
Suma kalorii: | 11649 kcal |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 63.46 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 14 lipca 2013
Do pracy
Wszystko co dobre szybko się kończy, koniec urlopu, pogoda dopisała coś pojeździłem.
- DST 7.60km
- Sprzęt Kelly's Magic
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 lipca 2013
Dookoła zapory + Jaworze
Dzisiaj postanowiłem w końcu pojechać do tego Jaworza ale żeby nie było takiego krótkiego dystansu pojechałem jeszcze dookoła zapory.
Wyjechałem o 9.30, wszystko ok gdyby nie ten wiatr dość mocno wiało.
Pojechałem najpierw na Zabrzeg Ligotę Międzyrzecze Rudzicę Jasienica Jaworze tam chwila przerwy przy tej kapliczce i z powrotem wracałem troszkę inną drogą wyjechałem w Międzyrzeczu i po raz drugi podjeżdżałem na Rudzicę a później dookoła zapory.
Kurde ja to zawsze mam pecha rower praktycznie nowy ~800km i już mi zaczęło strzelać w suporcie masakra jakaś. Po przejechaniu dzisiaj ok 30km z okolic suport zaczęły dochodzić dziwne dźwięki, żeby to lekko i cicho strzelało nie byłoby tak źle ale bardzo głośno stukało ludzie się odwracali wstyd... Najgorsze jest w tym, że nie mam klucza do suportu BB30 i lipa a w okolicznych sklepach na bank nie będzie tego.
Średnia słaba przez ten wiatr i kilka zatrzymań bo to nieuniknione na tej trasie ale najbardziej wkurzył mnie ten suport i zepsuł mi nastrój na resztę dnia.
Wyjechałem o 9.30, wszystko ok gdyby nie ten wiatr dość mocno wiało.
Pojechałem najpierw na Zabrzeg Ligotę Międzyrzecze Rudzicę Jasienica Jaworze tam chwila przerwy przy tej kapliczce i z powrotem wracałem troszkę inną drogą wyjechałem w Międzyrzeczu i po raz drugi podjeżdżałem na Rudzicę a później dookoła zapory.
Kurde ja to zawsze mam pecha rower praktycznie nowy ~800km i już mi zaczęło strzelać w suporcie masakra jakaś. Po przejechaniu dzisiaj ok 30km z okolic suport zaczęły dochodzić dziwne dźwięki, żeby to lekko i cicho strzelało nie byłoby tak źle ale bardzo głośno stukało ludzie się odwracali wstyd... Najgorsze jest w tym, że nie mam klucza do suportu BB30 i lipa a w okolicznych sklepach na bank nie będzie tego.
Średnia słaba przez ten wiatr i kilka zatrzymań bo to nieuniknione na tej trasie ale najbardziej wkurzył mnie ten suport i zepsuł mi nastrój na resztę dnia.
- DST 71.64km
- Czas 02:28
- VAVG 29.04km/h
- VMAX 53.05km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 185 ( 93%)
- HRavg 158 ( 79%)
- Kalorie 1849kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 lipca 2013
To tu to tam
Takie kręcenie bez konkretnego celu, jechałem aby się zregenerować bo nogi ciężkie po tych kilku dniach.
Tempo spacerowe takiego typowego niedzielnego bikera hehe.
Tempo spacerowe takiego typowego niedzielnego bikera hehe.
- DST 28.20km
- Czas 01:17
- VAVG 21.97km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 147 ( 74%)
- HRavg 119 ( 60%)
- Kalorie 574kcal
- Sprzęt Kelly's Magic
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 lipca 2013
Kocierz & Przegibek
Po wczorajszej jeździe nie czułem się najlepiej ale patrząc na prognozy pogody, nie było innego wyjścia jak pojechać w końcu w góry:)
Jako, że lubię pospać to wyjechałem dopiero o 11.
Najpierw pojechałem do Brzeszcz -> Kęty tam postój zjadłem 2 banany, bo przed samym podjazdem się nic nie powinno jeść.
Następnie pojechałem do Andrychowa -> Targanice no i się zaczął podjazd na przełęcz Kocierską.
Na podjeździe jechałem tak 10-12km/h wiem wstyd ale to piszę tak dla siebie na przyszłość, wiadomo na wypłaszczeniach odpowiednio więcej. Był wrzątek lał się pot masakra ale trochę drzewa pomogły.
Na przełęczy masakrycznie dużo ludzi, więc nie zagościłem tam długo, kilka fotek i w dół w kierunku Żywca.
Znowu to samo na zjeździe bałem się pocisnąć więcej, mam jakąś taką blokadę eh.
W Żywcu zrobiłem małe zakupy 2 prince polo, red bull, 4move(kurde jakie to słodkie fuuuj) chłopak z dziewczyną popilnowali mi roweru i bezpiecznie mogłem zrobić zakupy hehe. Później chwilę pogadaliśmy oni poszli w swoją stronę ja pojechałem w kierunku kolejnego podjazdu czyli Przegibku.
Rozbawiło mnie bo nie wiedzieli gdzie leży Pszczyna, Goczałkowice ani zbiornik Goczałkowicki.
Po drodze na Przegibek nic się nie działo.
Zapora w Tresnej a w tle góra Żar
Tresna 2
Odnośnie kolejnego podjazdu mianowicie Przegibku, najpierw myślałem, że będzie zgon ale zdziwiło mnie. Od mostku brukowanego cały czas na liczniku 12-13km/h było nieźle jak na mnie, zapomniałem tylko włączyć czas eh żałuję.
Na przełęczy chwila odpoczynku zjadłem banana i zjazd, tu wiedziałem, że asfalt jest dobry więc normalnie pocisnąłem na zjeździe:)
Kolejna taka sama fota na moim blogu hehe
Kolejną przerwę musiałem zrobić w Bestwinie, zjeść chleb z dżemem bo wiedziałem, że nie dojadę na tym bananie co zjadłem na Przegibku ani to 4move mi nic nie da.
Później już lajtowo do domu przez Czechowice, jedynie w Goczałach znowu był przejazd zamknięty i pojechałem dookoła przez co wyszło troszkę więcej km.
Zapomniałem ogólnie na prostych jechałem spokojnie, chciałem siły zostawić na te podjazdy, przez co średnia wyszła taka jaka wyszła...
Kurde teraz patrzę tętno maksymalne 203 wow to już serce powinno wyskoczyć, pewnie uzyskane gdzieś na podjeździe albo błąd w pomiarze, może baterie już słabe.
Jako, że lubię pospać to wyjechałem dopiero o 11.
Najpierw pojechałem do Brzeszcz -> Kęty tam postój zjadłem 2 banany, bo przed samym podjazdem się nic nie powinno jeść.
Następnie pojechałem do Andrychowa -> Targanice no i się zaczął podjazd na przełęcz Kocierską.
Na podjeździe jechałem tak 10-12km/h wiem wstyd ale to piszę tak dla siebie na przyszłość, wiadomo na wypłaszczeniach odpowiednio więcej. Był wrzątek lał się pot masakra ale trochę drzewa pomogły.
Na przełęczy masakrycznie dużo ludzi, więc nie zagościłem tam długo, kilka fotek i w dół w kierunku Żywca.
Znowu to samo na zjeździe bałem się pocisnąć więcej, mam jakąś taką blokadę eh.
W Żywcu zrobiłem małe zakupy 2 prince polo, red bull, 4move(kurde jakie to słodkie fuuuj) chłopak z dziewczyną popilnowali mi roweru i bezpiecznie mogłem zrobić zakupy hehe. Później chwilę pogadaliśmy oni poszli w swoją stronę ja pojechałem w kierunku kolejnego podjazdu czyli Przegibku.
Rozbawiło mnie bo nie wiedzieli gdzie leży Pszczyna, Goczałkowice ani zbiornik Goczałkowicki.
Po drodze na Przegibek nic się nie działo.
Zapora w Tresnej a w tle góra Żar
Tresna 2
Odnośnie kolejnego podjazdu mianowicie Przegibku, najpierw myślałem, że będzie zgon ale zdziwiło mnie. Od mostku brukowanego cały czas na liczniku 12-13km/h było nieźle jak na mnie, zapomniałem tylko włączyć czas eh żałuję.
Na przełęczy chwila odpoczynku zjadłem banana i zjazd, tu wiedziałem, że asfalt jest dobry więc normalnie pocisnąłem na zjeździe:)
Kolejna taka sama fota na moim blogu hehe
Kolejną przerwę musiałem zrobić w Bestwinie, zjeść chleb z dżemem bo wiedziałem, że nie dojadę na tym bananie co zjadłem na Przegibku ani to 4move mi nic nie da.
Później już lajtowo do domu przez Czechowice, jedynie w Goczałach znowu był przejazd zamknięty i pojechałem dookoła przez co wyszło troszkę więcej km.
Zapomniałem ogólnie na prostych jechałem spokojnie, chciałem siły zostawić na te podjazdy, przez co średnia wyszła taka jaka wyszła...
Kurde teraz patrzę tętno maksymalne 203 wow to już serce powinno wyskoczyć, pewnie uzyskane gdzieś na podjeździe albo błąd w pomiarze, może baterie już słabe.
- DST 118.63km
- Czas 04:42
- VAVG 25.24km/h
- VMAX 52.39km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 203 (102%)
- HRavg 151 ( 76%)
- Kalorie 3258kcal
- Podjazdy 1050m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 lipca 2013
Wieczorny relaks
Wieczorny wypad z kolegą po okolicy trochę w terenie na 1.5" slickach hehe bez pompki dętki najwyżej szedłbym z buta, ubrany w zwykłe rzeczy bez żadnego akcentu kolarskiego.
Trochę po Goczałach później na wał do Zabrzega i na piwko oo które za mną chodziło przez cały dzień, kolega tylko colę wypił.
Dystans zmierzony za pomocą endomondo
Trochę po Goczałach później na wał do Zabrzega i na piwko oo które za mną chodziło przez cały dzień, kolega tylko colę wypił.
Dystans zmierzony za pomocą endomondo
- DST 19.25km
- Sprzęt Kelly's Magic
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 lipca 2013
Czechy
Trasa taka sama jak rok temu, tylko, że w drodze powrotnej zamiast na Rudzicę pojechałem na Bronów.
Goczałkowice - Strumień - Drogomyśl - Pruchna - Cieszyn Polski i Czeski - Karvina - Kończyce - Pruchna - Drogomyśl - Zaborze - Mnich - Chybie - Landek - Bronów - Ligota - Zabrzeg - Goczałkowice
Niestety wstałem późno i byłem zmuszony jechać, wtedy kiedy było najcieplej na dodatek wiatr utrudniał jazdę.
Trasa bardzo fajna dużo dobrego asfaltu.
W Czechach zrobiłem postój na rynku i na moście, zjadłem 3 kromki z dżemem i mogłem jechać do Karviny.
Rynek w polskim Cieszynie
Granica państwa
Olza
W Cieszynie coś tam robią więc są małe objazdy.
Z Cieszyna pojechałem prostą drogą w kierunku Karviny, na początku asfalt tragiczny masakra ale później już fajnie się leciało.
W Karvinie zrobiłem 1 zdjęcie i pojechałem w kierunku Kończyc.
Uniwersytet
Zapomniałem, przecież w Karvinie jest fabryka Shimano eh muszę się tam następnym razem wybrać, teraz mi się przypomniało robiąc wpis.
Z Kończyc na na Pruchną, Drogomyśl Zaborze i inne wiochy zabite deskami ale jechało mi się ciężko sam nie wiem czemu momentami przy porywach wiatru poniżej 25km/h.
Dojechałem do wału, tam usiadłem na ławce, cisza spokój, brakowało tylko piwa na ochłodę hehe w końcu mam urlop a co mi tam ale po alkoholu nie jeżdżę.
Ogólnie nie było tak źle ale coś zmęczyła mnie ta trasa, może przez ten wiatr.
Trzeba w końcu się w góry wybrać ale nie przy takiej temperaturze...
Goczałkowice - Strumień - Drogomyśl - Pruchna - Cieszyn Polski i Czeski - Karvina - Kończyce - Pruchna - Drogomyśl - Zaborze - Mnich - Chybie - Landek - Bronów - Ligota - Zabrzeg - Goczałkowice
Niestety wstałem późno i byłem zmuszony jechać, wtedy kiedy było najcieplej na dodatek wiatr utrudniał jazdę.
Trasa bardzo fajna dużo dobrego asfaltu.
W Czechach zrobiłem postój na rynku i na moście, zjadłem 3 kromki z dżemem i mogłem jechać do Karviny.
Rynek w polskim Cieszynie
Granica państwa
Olza
W Cieszynie coś tam robią więc są małe objazdy.
Z Cieszyna pojechałem prostą drogą w kierunku Karviny, na początku asfalt tragiczny masakra ale później już fajnie się leciało.
W Karvinie zrobiłem 1 zdjęcie i pojechałem w kierunku Kończyc.
Uniwersytet
Zapomniałem, przecież w Karvinie jest fabryka Shimano eh muszę się tam następnym razem wybrać, teraz mi się przypomniało robiąc wpis.
Z Kończyc na na Pruchną, Drogomyśl Zaborze i inne wiochy zabite deskami ale jechało mi się ciężko sam nie wiem czemu momentami przy porywach wiatru poniżej 25km/h.
Dojechałem do wału, tam usiadłem na ławce, cisza spokój, brakowało tylko piwa na ochłodę hehe w końcu mam urlop a co mi tam ale po alkoholu nie jeżdżę.
Ogólnie nie było tak źle ale coś zmęczyła mnie ta trasa, może przez ten wiatr.
Trzeba w końcu się w góry wybrać ale nie przy takiej temperaturze...
- DST 104.79km
- Czas 03:45
- VAVG 27.94km/h
- VMAX 46.42km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 182 ( 91%)
- HRavg 157 ( 79%)
- Kalorie 2667kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Kraków z ekipą BS
Wczoraj piszę smsa do kolegi Marcina (kaktuskellyss) czy jedziemy w niedzielę gdzieś na rowerach ale on odpisał mi, że nie da rady.
Siedzę na BSie, patrzę na mapę gdzie by tu jechać i tak napisałem do Kuby (k4r3l) czy coś planuje na niedzielę, okazało się, że mają w planach wyjazd do Krakowa, więc z chęcią się zgodziłem, trochę tak na żyda się dołączyłem ale zawsze raźniej w grupie.
Wstałem rano o 4.30 aby się przygotować, zrobiłem sobie płatki owsiane z mlekiem, kromkę chleba z dżemem, której i tak nie zjadłem, ogarnąłem się i napisałem smsa ok 5.30 do Kuby czy jedziemy czy nie.
Wyjechałem przed 6 aby spotkać się z chłopakami Dominikiem (Webit) i Pawłem (Pawelp7) w Przeciszowie, naprzeciwko kościoła a Kuba miał do nas dołączyć w Zatorze.
Niestety po drodze miałem małą awarię wypadła mi śrubka od bidonu, nie wiem jak to się stało bo dobrze dokręciłem. Musiałem się zatrzymać, dokręciłem śrubkę, włożyłem bidon i jakoś to było ale w Krakowie jak jechałem po kostce to znowu jedna śrubka się odkręciła i musiałem włożyć bidon do plecaka.
Przyjechałem do Przeciszowa ok 7.15-7.20 z bardzo dobrą średnią, bo jechałem głównie z wiatrem, czekałem na chłopaków 10-15 minut.
Następnie wspólnie ruszyliśmy do Zatoru po Kubę.
Od Zatoru pojechaliśmy razem, gadając a później jadąc jeden za drugim praktycznie aż do Krakowa, szybko zleciało i po 10 byliśmy już w Krakowie.
Najpierw wypad na rynek niestety pech chciał, że w drodzę na rynek Dominikowi zaczęło uciekać powietrze, więc musiał wymienić dętkę.
Oczywiście jak to w Polsce jeden robił 3 patrzyło;d
Na rynku kilka fotek i chwilę szukaliśmy jakiegoś ogródka aby coś na spokojnie zjeść, znaleźliśmy takie coś:
Zjedliśmy wszyscy pierogi, popijając colą bardzo zdrowa żywność:) chwila odpoczynku i zebraliśmy się w drogę powrotną, tym razem inną trasą na Kryspinów Alwerię.
W ogóle tempo było mocne, raczej wyścigowe momentami ale podziwiam Kubę ma bardzo dobrą kondycję i na tym góralu pięknie cisnął, nawet na niektórych hopkach nas zostawiał w tyle tzn to było jak jechaliśmy do Krakowa.
Od Krakowa do Brzeszcz zrobiliśmy 3 postoje w tym jeden w Brzeszczach aby się rozjechać ja jechałem na Pszczynę a chłopaki na Kęty.
Świetny wypad, dużo lepiej jedzie się w grupie niż samemu, gdyby nie oni pewnie sam bym dzisiaj zrobił ok 100km. Fajni ludzie a na tripy rowerowe, w ogóle wszyscy mają niezłą kondycję. Mi się dzisiaj wybornie jechało to muszę przyznać i jakoś tych 184km nie czuję w nogach.
Od Brzeszcz jechałem sam i był ogień na maksa cisnąłem na prostych 35-40km/h ale średnia nie odzwierciedla tego jak było, niższa ze względu na powolną jazdę w Krakowie po rynku, kostce, w poszukiwaniu ogródka.
Wypad udany, pogoda dopisała, mam nadzieję, że jeszcze coś pojeździmy:)
Siedzę na BSie, patrzę na mapę gdzie by tu jechać i tak napisałem do Kuby (k4r3l) czy coś planuje na niedzielę, okazało się, że mają w planach wyjazd do Krakowa, więc z chęcią się zgodziłem, trochę tak na żyda się dołączyłem ale zawsze raźniej w grupie.
Wstałem rano o 4.30 aby się przygotować, zrobiłem sobie płatki owsiane z mlekiem, kromkę chleba z dżemem, której i tak nie zjadłem, ogarnąłem się i napisałem smsa ok 5.30 do Kuby czy jedziemy czy nie.
Wyjechałem przed 6 aby spotkać się z chłopakami Dominikiem (Webit) i Pawłem (Pawelp7) w Przeciszowie, naprzeciwko kościoła a Kuba miał do nas dołączyć w Zatorze.
Niestety po drodze miałem małą awarię wypadła mi śrubka od bidonu, nie wiem jak to się stało bo dobrze dokręciłem. Musiałem się zatrzymać, dokręciłem śrubkę, włożyłem bidon i jakoś to było ale w Krakowie jak jechałem po kostce to znowu jedna śrubka się odkręciła i musiałem włożyć bidon do plecaka.
Przyjechałem do Przeciszowa ok 7.15-7.20 z bardzo dobrą średnią, bo jechałem głównie z wiatrem, czekałem na chłopaków 10-15 minut.
Następnie wspólnie ruszyliśmy do Zatoru po Kubę.
Od Zatoru pojechaliśmy razem, gadając a później jadąc jeden za drugim praktycznie aż do Krakowa, szybko zleciało i po 10 byliśmy już w Krakowie.
Najpierw wypad na rynek niestety pech chciał, że w drodzę na rynek Dominikowi zaczęło uciekać powietrze, więc musiał wymienić dętkę.
Oczywiście jak to w Polsce jeden robił 3 patrzyło;d
Na rynku kilka fotek i chwilę szukaliśmy jakiegoś ogródka aby coś na spokojnie zjeść, znaleźliśmy takie coś:
Zjedliśmy wszyscy pierogi, popijając colą bardzo zdrowa żywność:) chwila odpoczynku i zebraliśmy się w drogę powrotną, tym razem inną trasą na Kryspinów Alwerię.
W ogóle tempo było mocne, raczej wyścigowe momentami ale podziwiam Kubę ma bardzo dobrą kondycję i na tym góralu pięknie cisnął, nawet na niektórych hopkach nas zostawiał w tyle tzn to było jak jechaliśmy do Krakowa.
Od Krakowa do Brzeszcz zrobiliśmy 3 postoje w tym jeden w Brzeszczach aby się rozjechać ja jechałem na Pszczynę a chłopaki na Kęty.
Świetny wypad, dużo lepiej jedzie się w grupie niż samemu, gdyby nie oni pewnie sam bym dzisiaj zrobił ok 100km. Fajni ludzie a na tripy rowerowe, w ogóle wszyscy mają niezłą kondycję. Mi się dzisiaj wybornie jechało to muszę przyznać i jakoś tych 184km nie czuję w nogach.
Od Brzeszcz jechałem sam i był ogień na maksa cisnąłem na prostych 35-40km/h ale średnia nie odzwierciedla tego jak było, niższa ze względu na powolną jazdę w Krakowie po rynku, kostce, w poszukiwaniu ogródka.
Wypad udany, pogoda dopisała, mam nadzieję, że jeszcze coś pojeździmy:)
- DST 183.66km
- Czas 06:47
- VAVG 27.08km/h
- VMAX 63.58km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 654m
- Aktywność Jazda na rowerze
Równica
Wypad z rana na Równicę z Michałem.
Kilka dni temu napisał do mnie czy nie chciałbym się przejechać, oczywiście zgodziłem się, wybór padł na Ustroń i Równicę ale, żeby nie było tak łatwo pojechaliśmy najtrudniejszą trasą po hopkach.
Obawiałem się tego wyjazdu bo patrząc na średnie prędkości Michała to ja przy nim pionek ale nie było tak źle.
Umówiliśmy się na wale w Goczałkowicach o godzinie 6.30.
Od razu tempo było dość wysokie jak dla mnie ale wytrzymałem:).
Kierowaliśmy się na Zabrzeg Landek Międzyrzecze później podjazd na Rudzicę tam troszkę w tyle zostałem zresztą jak na wszystkich hopkach po drodze na zjazdach musiałem nadrabiać eh słaby jestem na podjazdach.
Następnie na Landek Iłownicę Pierściec Skoczów Międzyświec Godziszów Goleszów Ustroń. Od Iłownicy zaczęły się takie małe hopki aż do Ustronia podjazd, zjadz najbardziej męczące co może być. Przerw praktycznie nie było jak już tylko napić się i dalsza jazda, nawet nie było przerwy przed podjazdem na Równicę i to chyba był mój błąd.
Wstyd się przyznać ale nigdy na Równicy nie byłem, nie wiedziałem czego się spodziewać, niestety podjazd poszedł słabo 10km/h po kostce 9km/h i dlatego średnia spadła masakrycznie, na podjeździe musiałem się zatrzymać 2 razy.
Michał oczywiście pojechał pierwszy hehe a ja zostałem, on to ma kondycję:)
Na górze oczywiście na mnie poczekał ale nie miałem takiej dużej straty.
Tam posiedzieliśmy pogadaliśmy, zjadłem 3 kromki z dżemem, popatrzyliśmy na góry i jazda w dół.
Niestety na zjeździe masakra, zjeżdżałem jak pizda taka prawda, mam jakąś taką wewnętrzną blokadę po tym wypadku i w perspektywie ta kostka brukowa, przerażała mnie może to głupie ale muszę się przełamać aby zjeżdżać z dobrą prędkością. Przez ten zjazd też średnia spadła niestety.
Powrót tą samą trasą, w Landku chwila przerwy kupiłem sobie wodę + napój energetyczny black i chyba to dało mi kopa bo praktycznie całą drogę jechałem na kole Michała, wstyd się przyznać, głupio mi trochę ale ciężko mi było dać zmiany na hopkach.
Od Chybia ja jechałem pierwszy w Strumieniu chwila postoju na światłach i aż do Łąki jechałem pierwszy, kurde tak mi się dobrze jechało leciałem od Strumienia do Łąki ok ~35km/h a na ostatniej hopce w Łące miałem 30km/h, zatrzymuje się patrzę a Michała nie ma eh tak mi z tym głupio, że go zostawiłem i nie patrzyłem do tyłu. Czekam czekam bałem się, że coś się stało albo przebił dętkę, zalogowałem się na bikestats aby do niego zadzwonić ale praktycznie w tym momencie przyjechał, okazało się, że musiał zrobić sobie przerwę aby coś zjeść i napić się.
Każdy pojechał w swoją stronę, ogólnie fajny wypad, tylko ten podjazd i zjazd poszedł tragicznie, gdyby nie ta Równica średnia byłaby dużo większe bo na prostych cisnęliśmy konkretnie.
Mam nadzieję, że jeszcze coś pojeździmy:)
Zapomniałem dodać takie wypady z rana są super, słońce tak nie grzeje i przyjemnie się jedzie:)
Kilka dni temu napisał do mnie czy nie chciałbym się przejechać, oczywiście zgodziłem się, wybór padł na Ustroń i Równicę ale, żeby nie było tak łatwo pojechaliśmy najtrudniejszą trasą po hopkach.
Obawiałem się tego wyjazdu bo patrząc na średnie prędkości Michała to ja przy nim pionek ale nie było tak źle.
Umówiliśmy się na wale w Goczałkowicach o godzinie 6.30.
Od razu tempo było dość wysokie jak dla mnie ale wytrzymałem:).
Kierowaliśmy się na Zabrzeg Landek Międzyrzecze później podjazd na Rudzicę tam troszkę w tyle zostałem zresztą jak na wszystkich hopkach po drodze na zjazdach musiałem nadrabiać eh słaby jestem na podjazdach.
Następnie na Landek Iłownicę Pierściec Skoczów Międzyświec Godziszów Goleszów Ustroń. Od Iłownicy zaczęły się takie małe hopki aż do Ustronia podjazd, zjadz najbardziej męczące co może być. Przerw praktycznie nie było jak już tylko napić się i dalsza jazda, nawet nie było przerwy przed podjazdem na Równicę i to chyba był mój błąd.
Wstyd się przyznać ale nigdy na Równicy nie byłem, nie wiedziałem czego się spodziewać, niestety podjazd poszedł słabo 10km/h po kostce 9km/h i dlatego średnia spadła masakrycznie, na podjeździe musiałem się zatrzymać 2 razy.
Michał oczywiście pojechał pierwszy hehe a ja zostałem, on to ma kondycję:)
Na górze oczywiście na mnie poczekał ale nie miałem takiej dużej straty.
Tam posiedzieliśmy pogadaliśmy, zjadłem 3 kromki z dżemem, popatrzyliśmy na góry i jazda w dół.
Niestety na zjeździe masakra, zjeżdżałem jak pizda taka prawda, mam jakąś taką wewnętrzną blokadę po tym wypadku i w perspektywie ta kostka brukowa, przerażała mnie może to głupie ale muszę się przełamać aby zjeżdżać z dobrą prędkością. Przez ten zjazd też średnia spadła niestety.
Powrót tą samą trasą, w Landku chwila przerwy kupiłem sobie wodę + napój energetyczny black i chyba to dało mi kopa bo praktycznie całą drogę jechałem na kole Michała, wstyd się przyznać, głupio mi trochę ale ciężko mi było dać zmiany na hopkach.
Od Chybia ja jechałem pierwszy w Strumieniu chwila postoju na światłach i aż do Łąki jechałem pierwszy, kurde tak mi się dobrze jechało leciałem od Strumienia do Łąki ok ~35km/h a na ostatniej hopce w Łące miałem 30km/h, zatrzymuje się patrzę a Michała nie ma eh tak mi z tym głupio, że go zostawiłem i nie patrzyłem do tyłu. Czekam czekam bałem się, że coś się stało albo przebił dętkę, zalogowałem się na bikestats aby do niego zadzwonić ale praktycznie w tym momencie przyjechał, okazało się, że musiał zrobić sobie przerwę aby coś zjeść i napić się.
Każdy pojechał w swoją stronę, ogólnie fajny wypad, tylko ten podjazd i zjazd poszedł tragicznie, gdyby nie ta Równica średnia byłaby dużo większe bo na prostych cisnęliśmy konkretnie.
Mam nadzieję, że jeszcze coś pojeździmy:)
Zapomniałem dodać takie wypady z rana są super, słońce tak nie grzeje i przyjemnie się jedzie:)
- DST 115.86km
- Czas 04:24
- VAVG 26.33km/h
- VMAX 58.15km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 972m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 lipca 2013
Spokojnie po okolicy
Po wczorajszym dzisiaj lajtowa jazda po okolicy, nic specjalnego jechałem powoli, cały dystans na tarczy 34. Fajna pogoda bezwietrznie 25 stopni.
Przez pierwsze 10km masakra noga strasznie ciężka, wysokie tętno, mam nadzieje, że dzisiejsza jazda będzie dobrym rozwiązaniem przed jutrzejszym dniem czy może dzień wolnego byłby lepszy sam nie wiem okaże się jutro.
Przez pierwsze 10km masakra noga strasznie ciężka, wysokie tętno, mam nadzieje, że dzisiejsza jazda będzie dobrym rozwiązaniem przed jutrzejszym dniem czy może dzień wolnego byłby lepszy sam nie wiem okaże się jutro.
- DST 41.81km
- Czas 01:51
- VAVG 22.60km/h
- VMAX 32.30km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 156 ( 78%)
- HRavg 127 ( 64%)
- Kalorie 932kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 lipca 2013
Ja to mam pecha
Tym razem stłuczka z innym rowerzystą ale nie z mojej winy.
Miałem jechać z kolegą na wał w Goczałkowicach o 20.
Zacznę od początku, otóż mam długą drogę wjazdową do domu.
Po prawej stronie sąsiad ma posadzone przy płocie od mojej drogi wjazdowej i od strony chodnika tuje.
Wyjeżdżając z posesji zawsze wjeżdżam na połowę chodnika bo nie widzę czy coś jedzie czy nie, ponieważ te tuje po prawej stronie mojego wjazdu i od strony chodnika mi zasłaniają i zawsze patrzę najpierw w lewo później w prawo czy coś nie jedzie.
Dzisiaj było podobnie, wyjeżdżam z posesji do połowy chodnika, a tu z prawej strony wyskoczył mi idiota jadący po chodniku rowerem i uderzył mi w przednie koło ja się wywróciłem dupa strzaskana i lekko przetarty prawy łokieć gdyby jechał ten koleś powoli pewnie by zdążył wyhamować na tym chodniku i by mnie zauważył eh.
Ja tego debila nie widziałem i nie mogłem widzieć ze względu na te tuje a on musiał ładnie cisnąć po chodniku, przecież jest zakaz jazdy chodnikiem!!! ulica szeroka, dobrej jakości asfalt a ten ciota jedzie chodnikiem a dlaczego jechał chodnikiem wyjaśniło się bo kolega szedł mu na przeciw.
Oczywiście poleciały kurwy, zjebałem go, że nie ma prawa jeździć chodnikiem to nie matka z dzieckiem ani nie było trudnych warunków atmosferycznych. Kierownica była tylko skręcona i nic więcej ma szczęście, że przywalił w kellysa magica a nie w nowego Ridleya nawet nie chcę myśleć co by wtedy było. Naprawiłem rower i pojechałem z kolegą na ten wał:) do terz jestem wkurwiony głowa mnie boli i prawy pośladek boję się że na rowerze mogę długo nie usiedzieć, zobaczymy.
Sory za chaotyczny opis a nie chce mi się rysować jak to wyglądało.
Miałem jechać z kolegą na wał w Goczałkowicach o 20.
Zacznę od początku, otóż mam długą drogę wjazdową do domu.
Po prawej stronie sąsiad ma posadzone przy płocie od mojej drogi wjazdowej i od strony chodnika tuje.
Wyjeżdżając z posesji zawsze wjeżdżam na połowę chodnika bo nie widzę czy coś jedzie czy nie, ponieważ te tuje po prawej stronie mojego wjazdu i od strony chodnika mi zasłaniają i zawsze patrzę najpierw w lewo później w prawo czy coś nie jedzie.
Dzisiaj było podobnie, wyjeżdżam z posesji do połowy chodnika, a tu z prawej strony wyskoczył mi idiota jadący po chodniku rowerem i uderzył mi w przednie koło ja się wywróciłem dupa strzaskana i lekko przetarty prawy łokieć gdyby jechał ten koleś powoli pewnie by zdążył wyhamować na tym chodniku i by mnie zauważył eh.
Ja tego debila nie widziałem i nie mogłem widzieć ze względu na te tuje a on musiał ładnie cisnąć po chodniku, przecież jest zakaz jazdy chodnikiem!!! ulica szeroka, dobrej jakości asfalt a ten ciota jedzie chodnikiem a dlaczego jechał chodnikiem wyjaśniło się bo kolega szedł mu na przeciw.
Oczywiście poleciały kurwy, zjebałem go, że nie ma prawa jeździć chodnikiem to nie matka z dzieckiem ani nie było trudnych warunków atmosferycznych. Kierownica była tylko skręcona i nic więcej ma szczęście, że przywalił w kellysa magica a nie w nowego Ridleya nawet nie chcę myśleć co by wtedy było. Naprawiłem rower i pojechałem z kolegą na ten wał:) do terz jestem wkurwiony głowa mnie boli i prawy pośladek boję się że na rowerze mogę długo nie usiedzieć, zobaczymy.
Sory za chaotyczny opis a nie chce mi się rysować jak to wyglądało.
- DST 10.68km
- Sprzęt Kelly's Magic
- Aktywność Jazda na rowerze